Przyjaciel

J. jest moim rówieśnikiem. Znamy się od początku studiów czyli od wieku, który w przypadku mężczyzn nadal określa się mianem „”szczenięcych lat” (bo kobiety są już w takim wieku dorosłe).

Ukończyliśmy ten sam kierunek studiów na prestiżowym uniwersytecie w jednej z najpiękniejszych europejskich stolic. Wspólnie dzieliliśmy pokój w akademiku, sprzątając go na zmianę. W czasach studenckich często bywaliśmy połową brydżowej czwórki, grając w karty w kuchni akademika do późnej nocy.

Obydwaj jesteśmy z Warszawy, obydwaj mieszkamy w Szwajcarii, ja w Genewie a J. w Zurychu. Obydwaj pracujemy w branży finansowej. Obydwaj uwielbiamy wino i czerwone mięso. Obydwaj lubimy dobre ubrania i buty. Obydwaj jesteśmy zodiakalnymi Strzelcami.

I tu zaczynają się różnice:) J. jest wysokim, smukłym blondynem o szaro-niebieskich oczach. Ja jestem w miarę wysokim i dość szczupłym facetem ale smukłym z pewnością nie. J. ma wojskową postawę i zapewne świetnie by wyglądał w czarnym mundurze SS, ja się czasami garbię i mundur by do mnie nie pasował. J. uwielbia szyte na miarę eleganckie dwurzędowe garnitury, włoskie kołnierzyki koszul i nienagannie zawiązane krawaty od Hermès, ja jeśli mam chodzić w garniturze to wolę jednorzędowe ale najlepiej czuję się w marynarce i jeansach i z rozpiętym kołnierzykiem koszuli.

J. znakomicie gra w tenisa i śmiga na nartach, ja na nartach nie jeżdżę w ogóle a rakietę do tenisa trzymam tak, jak babcie trzymają packi na muchy:) J. pali, zapalając papierosy z charakterystycznym „kliknięciem” złotej zapalniczki od Dunhilla, ja nie palę.

J. ma bardzo dobre pochodzenie (jest bliskim krewnym pierwszego premiera Drugiej Rzeczypospolitej a jego mama pochodzi z jednej z najlepszych rodzin Wielkopolski) a rodowy sygnet na jego palcu wyglada tak samo naturalnie, jak brodawka na mojej twarzy. Ja mam dość „chamskie” pochodzenie a sygnet po mojej szlachetnie urodzonej babci leży wstydliwie w szufladzie.

J. zaskakuje swoim pięknym, wytwornym angielskim, wyniesionym z dobrych brytyjskich szkół, ja mówię po angielsku bardzo sprawnie ale jak cudzoziemiec. J wreszcie ma ostry jak brzytwa, szalenie analityczny umysł, ja jestem bardziej humanistą. No i ja mam potomstwo, on nie, choć byłby doskonałym ojcem. Cóż, u faceta (prawie) nigdy nie jest za późno. Kiedy moje córki były małe, J. był ich ulubionym wujkiem.

Najważniejsze jednak, że jesteśmy przyjaciółmi. Nie widujemy się często, co w niczym nie przeszkadza i niczego nie zmienia.

Dziś jest ten wielki dzień. J. będzie w Genewie. Po pracy idziemy na drinka. Jak znam życie, wypijemy dwie butelki dobrego szampana i nadrobimy wszelkie zaległości w gadaniu:) Już się na to cieszę! Bo co jak co, ale spotkanie z prawdziwym przyjacielem niewątpliwie zalicza się do kategorii „najprzyjemniejszy czas w życiu”:)

Życzę Wam, żebyście mieli równie miłe środowe popołudnie jak ja!:)

10 uwag do wpisu “Przyjaciel

  1. Super, przyjaźń to chyba jedna z niewielu cennych rzeczy w życiu, ja też wspominam czas studiów jako okres definiujący więź z ludźmi na całe życie. Natomiast to się chyba mocno zmieniło, ostatnio miałem przyjemność jechać pociągiem ze studentkami (ach, młodość..) i muszę przyznać że młodzież teraz może mieć ciężej budować głebokie relacje. Ich rozmowy dominowało porównywanie się z rówieśnikami na social media i potężne dysproporcje w dostępie do świata – no za moich czasów rodzice nikomu nie sponsorowali wyjazdu do USA na topowe uniwersytety czy też samochodu o wartości mieszkania w stolicy, a jeśli już to były to jakieś epizody o których się szybko zapominało bo nie wyskakiwało powiadomienie ze zdjęciem. To chyba konsekwencje kapitalizmu, co nie znaczy że sytuacja jest beznadziejna 🙂

    Polubienie

  2. Miło było się spotkać ze starym przyjacielem i stwierdzić, że niewiele się zmieniliśmy przez ostatnie 30 lat 😀 Może jedynie pod względem wygladu, ale rekompensujemy to droższym szampanem niż ten pity w młodości.

    Dziękuję Bachustoja za czas spędzony razem i już się szykuję na następna okazję. Wybiorę kilka butelek wytrawnego czerwonego wina z najlepszych winnic węgierskich.

    Nadmienię także, że już umówiłem się u Hugo Bossa na wzięcie miary 👮‍♂️

    Polubienie

      1. A męskie koszule HB świetnie się noszą na kobietach 🙂 Zwłaszcza te z mankietami na spinki (mam nawet kilka par po dziadku). A Twój wpis brzmi zupełnie jak wstęp do jakiejś fajnej powieści o przyjaźni, taką braterska miłość i szczerość tu widzę między wierszami 🙂

        Polubienie

Dodaj komentarz